Znając życie, nie będzie mi się chciało czekać do 2 i oglądać meczu na żywo, nie mniej, będzie to pierwsza rzecz jaką zrobię z rana. Póki co jednak, szykując się do spotkania, kilka słów wstępu.
1. Problem z graniem na wyjeździe, a w dodatku w Atlancie, będzie ciężki do przeskoczenia. Nie wiem, czy w pierwszych dwóch meczach, Bucks prowadzili dłużej niż przez minutę w Phillips Arena. Poza tym, Hawks po raz ostatni przegrali na własnym parkiecie dokładnie dwa miesiące temu – z Dallas (po dogrywce 104-111; tak na marginesie, prowadzili już 15 punktami, po to, żeby w dogrywce zdobyć tylko 4 punkty). Od tego meczu, wygrali 14 kolejnych pojedynków u siebie, w tym m.in. ze Spurs, Magic, Lakers i Cavs… no i trzy razy z Kozłami.
2. Na wygraną Bucks patrzę z taką samą nadzieją, jak na wczorajszy mecz Oklahomy w Los Angeles – jak szedłem spać czułem się prawie pewnie, że Durant i spółka zatrzymają sensacyjnie gospodarzy i potem w jakiś niewyjaśniony sposób zakończą serię u siebie (najlepiej po dogrywce i buzzerze Westbrooka).
3. Hawks jednak mają zbyt dużo talentów w drużynie, żeby zmarnować taką szansę i przybliżyć się do awansu. Nawet, jesli weźmiemy pod uwagę to, że są średnio doświadczeni, wszystko przemawia niestety za nimi.
Pewne jest jedno – dzisiaj w nocy zobaczymy, w jaki sposób mecze w Milwaukee wpłynęły na obie drużyny. Czy Bucks dostaną zastrzyk nagłej pewności siebie? A może Hawks, wyjątkowo rozwścieczeni, nie dadzą żadnych szans Kozłom?
Czekam na prawdziwy show w wykonaniu gospodarzy – będą źli, będą ostrzy i agresywni. Ale im dłużej gracze Bucks będą to wytrzymywać, tym szybciej gracze Hawks zaczną się denerwować i popełniać błędy.
PS.
Czy tylko ja jestem pod wrażeniem wyjątkowej umiejętności dzielenia się piłką przez Jenningsa?:)