Trzeci mecz Bucks z Hawks przebiegł zgodnie z planem, jednak dalej Kozły muszą wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, żeby awansować do kolejnej rundy. Wygrana 107-89 była dokładnie tym, czego potrzebowali zawodnicy, kibice i wszystkie osoby związane z prowadzeniem koszykówki w Milwaukee.
Jennings miał powody do zadowolenia – jego trójki w pierwszej kwarcie pozwoliła kibicom wejść w ten mecz oraz wypracować bezpieczne prowadzenie. W końcu też dobrze było widzieć tak żywiołowo reagującego Kozła, uderzał się w klatę patrząc gdzieś daleko w trybuny, jakby chciał pokazać, że mimo skromnych warunków ma predyspozycje do tego, żeby być pierwszoplanowym gorylem w stadzie i prowadzić ich w przyszłości od wygranej do wygranej. Naprawdę, w końcu playoffy zawitały z powrotem do Wisconsin.
Zabrakło mi w tym meczu ostrej walki ze strony graczy Atlanty. Milwaukee, mimo porażek w dwóch pierwszym meczach, umiało wrócić chociaż na moment do gry. Teraz, Hawks mieli jeden zryw pod koniec pierwszej połowy, jak zbliżyli się na 12 punktów, potem zaraz na początku trzeciej Johnson trafił trójkę i zapowiadała się dramaturgia do końca meczu. Ale po trójce Delfino (w końcu!), Thomas ładnie przykrył Horforda, Mbah wymusił i trafił dwa wolne, a następnie Jennings znalazł ładnie biegnącego do kontry Mbah, który w akrobatyczny sposób wyprowadził kozły na 16 punktów. Po kolejnej trójce Delfino było już praktycznie po meczu.
Co mnie bardzo miło zaskoczyło w tym meczu to fakt, że Mbah, póki co nasz najlepszy obrońca przeciw Joshowi, w końcu zdobył więcej punktów niż jego vis-a-vie. Widać było gołym okiem, że zasięg i gibkość Mbah są o wiele skuteczniejsze przeciwko Smithowi niż Delfino, który krył go w pierwszych meczach. Oglądając mecz miałem też nieodparte wrażenie, że Smithowi się nie chciało grać: słaniał się po parkiecie i może oprócz kilku zrywów cały czas wyglądał na kogoś, kto chce iść szybko do szatni i wskoczyć pod prysznic. Pewnie kibice, buczący za każdym razem jak Smith miał piłkę, dołożyli do tego swoje dwa grosze. W dzisiejszym meczu spodziewam się już innego grania ze strony Smitha i Hawks, ale trzeba to przyznać – Bucks zrobili zmiany, na które gracze Atlanty nie znaleźli żadnej odpowiedzi.
Poza meczem, miło było zobaczyć aplauz na stojąco dla Hammonda, który odbierał nagrodę dla najlepszego managera z rąk Laniera przed meczem.
Znalezione na innych blogach:
1. Co można zrobić ze starą koszulką Jeffersona, po tym jak się zrobiło gigantyczny błąd i kupiło jego koszulkę? Najlepiej popisać się mała kreatywnością i zrobić coś takiego:2. Bardzo ucieszyła mnie też postawa Boguta na ławce, który mimo braku ręki pokazuje już pierwsze oznaki dobrego samopoczucia. Poniżej, jego własna interpretacja „ole”
Czekam z niecierpliwością na dzisiejszy mecz, spodziewając się o wiele trudniejszej przeprawy niż ostatnio. Liczę jednak, że znowu uda się ograniczyć poczynania Smitha i Horforda, a w ataku swoje zrobią Jennings z Salmonsem.