Pociągnę przez moment najbardziej absurdalną sagę tego sezonu, której głównym bohaterem jest Stephon. Marc Stein z ESPN.com napisał niedawno artykuł, w którym pojawiły się pierwsze plotki odnośnie odejścia Marbury’ego do Bostonu. Ponieważ Starbury zarzeka się, że mimo wieku i tego, że nie grał od początku sezonu, jest w najlepszej formie od lat. Co z tego, skoro gracz Knicks zapowiedział, że jest w stanie zrezygnować góra z 1 miliona swojego wartego 20 milionów dolarów kontraktu. Z kolei włodarze Knicks odpowiadają, że Stephon owszem, będzie mógł wykupić swój kontrakt, ale za minimum 3 miliony. Czy będący u szczytu formy rozgrywający będzie w stanie zrezygnować z tak dużej gotówki i zdecydować się na przerwanie rocznej wegetacji wartej 20 milionów? Póki co, dalej nic wiadomo. Na necie pojawiły się za to pierwsze komentarze dotyczącego powyższego artykułu i zapraszam was na zapoznanie się z nimi.
Marcel Mutoni ze Slamonline.com pisze, że z jednej strony rozumie fanów, którzy cieszą się na możliwość kolejnego spotkania się Garnetta z Marburym w jednej drużynie. Z drugiej strony nie do pomyślenia jest to, że Marbury miałby w najmniejszą możliwość zdobycia mistrzowskiego pierścienia w tym sezonie.
Alan Hahn z The Knicks Fix uważa, że Marbury po przyjściu do Bostonu musiałby przede wszystkim popracować nad poprawieniem swoich relacji z Eddiem Housem. W meczu przedsezonowym w październiku panowie wymienili kilka zdań na średnio dżentelmeńskim poziomie i musieliby popracować nad swoim zachowaniem w szatni. Do tego dochodzi jeszcze kwestia podziału minut, bo z jednej strony Marbury miałby dzielić minuty z rewelacyjnym w tym sezonie ( a w zasadzie już od finałów) Rondo, a na dwójce rywalizowałby o wejście z ławki właśnie z Housem.
Na stronie Fanhouse’u Brett Pollakoff zwraca uwagę na to, że cała gra z zatrudnieniem Marbury’ego jest nie warta świeczki. Drużyna, która w 33 meczach przegrała jedynie 5, wcale nie potrzebuje kolejnego samca alfa, który ma zbyt duze inklinacje do dominowania i bycia liderem stada. Z jednej strony mógłby zagwarantować dodatkową siłę z ławki, ale z drugiej strony, mógłby być tak nieefektywny jak Sam Cassell, którego żenująca postawa na parkiecie spowodowała, że cały ten sezon siedzi grzecznie na ławce.
Z kolei Marc Bergman z New York Post pisze, że Marbury jest bardzo daleko od Bostonu w tym momencie. Stephon miał się pojawić na meczu Minnesoty z Golden State, aby spotkać się ze swoim kuzynem Telfairem i porozmawiać trochę z Crawfordem. Co prawda Marbury wspominał już o tym, że nie miałby problemów z byciem zmiennikiem dla Rondo w Bostonie, jednak niedawno pojawiły się kolejne artykuły w których czytamy, że jednak wolałby być pierwszym rozgrywającym. Czyżby wizyta w Minnesocie miała jakieś głębsze dno?
Paul Flannery z WEEI przypomina, że jeśli Marbury wsiądzie do Bostońskiego autobusu, to ktoś będzie musiał z niego wysiąść. Celtowie mają teraz komplet 15 zawodników w składzie, tak więc ewentualnie trzebaby było pożegnać się z kimś z trójki Gabe Pruitt, Bill Walker i Sam Cassell. Pruitt pokazał, że mogą być z niego ludzie, poza tym, jest ulubieńskiem Danny’ego A. Walker cały czas się szkoli w D-League, natomiast Cassell jest zajęty graniem 1-1 z Brianem Scalabrine i pracując jako „asystent” trenera.
No i na koniec czytamy Celticblog, który wymienia zalety i wady ewentualnego przyjścia gwiazdora Knicks do Bostonu. W podsumowaniu czytamy, że czasem takie ryzykowne zatrudnianie nieco szalonych zawodników przynosiło korzyści, dla przykładu mamy Dennisa Rodmana w Chicago czy Randy’ego Mossa i Corey’a Dillona w Detroit.
Jak narazie, polskie blogi nie poświęcają zbyt wiele czasu dla Marbury’ego.
O ewentualnym transferze pisze jedynie Wojtek na stronie enbiej.blox.pl traktując Marbury’ego jako piąte koło u wozu Celtics. Wszystko podsumowauje słowami: „A może w końcu Marbury się obudzi, weźmie do ciężkiej pracy. W końcu doborowe towarzystwo i mistrzowski team zobowiązuje do czegoś wyjątkowego..Dla niego może być to ostatnia szansa.”
Czy warto ryzykować chemię zespołu i pozyskiwać darmozjada?
PS.
Na jednym z Lakersowych blogów udało mi się znaleźć bardzo ciekawe podsumowanie tego, jak wygląda gra Kobe w zależności od tego, w jakich gra butach. Poniższy wykres rzuca nowe światło na statystyki koszykarskie.
respect:)!
PolubieniePolubienie
Marbury to jednak baran. Jak się pomyśli że ktoś taki miałby dostać mistrzowski pierścień, kiedy cała masa zawodników którzy na prawdę na to zasłużyli musiała się obejść smakiem, to na prawdę nóż się w kieszeni otwiera 🙂
PolubieniePolubienie