Jeśli można by było używać terminu „sweep” do sześciomeczowych spotkań, to bylibyśmy jego świadkami w ostatnie finały, kiedy Celtowie po długich mękach najpierw z Atlantą a potem z Cleveland, bez problemów pokonali rozpędzonych Lakers, którzy do rywalizacji z Bostonem wygrali 12 z 15 meczów w pierwszych trzech rundach. Porażkę można zrzucić na zbyt dużą pewność siebie, arogancję, czy zlekceważenie przeciwnika, bo takie można było odnieść momentami wrażenie patrząc na graczy Lakers. W jaki sposób powinni się więc zachować zawodnicy, od których prawie cały świat oczekiwał łatwego zwycięstwa i zdobycia kolejnego tytułu mistrzowskiego? Przede wszystkim, powinni zachować twarz i nie załamywać się. Kiedy zapytamy któregokolwiek zawodnika z LA o ostanie finały, nie powiedzą, że zostali zmiażdżeni przez idealnie pracującą maszynę od defensywy, ale odpowiedzą, że byli przecież tylko dwa zwycięstwa od mistrzostwa. Dodadzą również, że grali przecież bez przewagi własnego parkietu, bez kontuzjowanego podstawowego centra, a ich najlepszy obrońca obwodowy nie do końca wyleczył kontuzjowaną stopę, przez którą opuścił ostatnie 3 miesiące przed play-offami. Niektórzy skomentują to jako zaprzeczanie samym sobie, ale znajdą się i tacy, dla których będzie to przejaw optymizmu. Optymizmu, który pozwolił Lakersom wygrać 15 z pierwszych 17 meczów w tym sezonie, w przeciwieństwie do zeszłorocznego bilansu 9-8.
Dzięki porażce z Bostonem, Lakersi pojechali na tegoroczne wakacje z ambitnym planem – wyciągnięcia odpowiednich wniosków z ostatniej finałowej porażki. Patrząc na początek tego sezonu, widać gołym okiem, że nauczyli się w szybkim tempie co najmniej trzech rzeczy.
1. Obrona, obrona i jeszcze raz obrona
Przede wszystkim, Lakersi sprawiają wrażenie drużyny, która w końcu zrozumiała, że efektowny atak sprzedaje bilety, a twarda obrona wygrywa mistrzostwo. Gdybym miał wybrać jeden moment z poprzednich finałów, który kompletnie ośmiesza defensywę Lakersów, byłoby to wejście pod kosz Allena tuż obok bezradnego Vujacicia.
Ta jednak akcja podsumowuje całą serię. Udowodniła bowiem, że Boston posiada na tyle dobrą obronę, że są w stanie nadrobić 24 punktową stratę na parkiecie przeciwnika. Mimo tego, że Lakersi wygrali kolejne spotkanie, trudno oprzeć się wrażeniu, że na dobrą sprawę nie wierzyli w zwycięstwo oby meczów w Bostonie. Mimo, że przez trzy rundy przed finałami, Lakersi prezentowali w miarę dobrą defensywę, ani razu nie była ona na tak wysokim poziomie, jak obrona Bostonu. Przez większość czasu Kobe i spółka radziła sobie z przeciwnikami poprzez zdobywanie większej ilości punktów niż oni, a nie, jak Celtics, poprzez uniemożliwianie im punktowania. W sumie, to Celtowie potrafili wygrywać na oba sposoby, ale częściej jednak korzystali z defensywy.
Po tym jak Lakersi zdobywali średnio 110.7 punktów w sezonie zasadniczym, w finałach z Bostonem udało im się tylko raz przekroczyć 100 punktów (w 2 meczu) i to też dzięki 41 punktowej czwartej kwarcie. Aby zająć się defensywą, Phil Jackson zdecydował się zatrudnić w okresie między sezonami Kurta Rambisa – kalifornijską wersję Thibodeau, asystenta Celtów odpowiedzialnych za grę w obronie.
Jeśli można powiedzieć, że zatrudnienie Garnetta i Allena były najważniejszymi ruchami kadrowymi Bostonu, nie można zapominać o trzecim równie waznym czynniku, mianowicie o osobie Thibodeau. Gdyby Doc Rivers był Karlem Malone, to Thibodeau byłby jego Stocktonem. Zapatrzony w ten odnoszący sukcesy związek, Jackson zdecydował się po raz pierwszy w swojej karierze zatrudnić asystenta, któremu w całości oddałby odpowiedzialność za defensywę. Po żmudnych tygodniach zapisywania notatek na serwetkach w barach, Rambis przekonał Jacksona, że już jest najwyższy czas na mieszanie obrony indywidualnej ze strefową, której Zen Master skutecznie odmawiał od kilku dobrych lat.
Strategia ta okazała się na tyle skuteczna, że Lakersi tracą około 5 punktów mniej na mecz w porównaniu z ubiegłym sezonem, zmniejszyli skuteczność rzutów z gry przeciwników o 2% oraz są na pierwszym miejscu w lidze pod względem ilości przechwytów (10.2 na mecz).
2. Jesteś tak dobry, jak dobrzy są twoi rezerwowi
Jednym z wielu powodów, dla których tak dużo kibiców myślało, że Lakersi łatwo rozprawią się z Celtami, była krótka i niedoświadczona ławka tych drugich. Jak się później okazało, 21 punktów Leona Powe’a w drugim meczu czy 18 punktów Posey’a w czwartym meczu, były dodatkowymi powodami, dla których Boston tak zdecydowanie rozprawił się z Kalifornijczykami. W czasie, gdy większość kibiców liczyła na to, że Lakersi wzmocnią się i zatrudniają z listy wolnych agentów doświadczonego skrzydłowego, Jeziorowcy zdecydowali się na wystawienie na pozycji niskiego skrzydłowego Radmanovicia, zamiast bardziej atletycznych i utalentowanych Arizy czy Odoma.
Nikt nigdy nie będzie raczej porównywać obrony Odoma z obroną Posey’a, ale i tak Lamar poczynił ogromne postępy. Na potwierdzenie tego wystarczy powiedzieć, że miał więcej przechwytów i bloków na mecz mimo zmniejszenia czasu gry o 12 minut.
Co można powiedzieć zatem o Arizie? No cóż, przez pierwsze swoje sezony w NBA był znany głównie za sprawą swojego atletyzmu oraz tego, że, jest jednym z najbardziej niedocenianych obrońców w lidze. Jest to jedyny zawodnik znajdujący się w pierwszej 15 najlepiej przechwytujących graczy, który nie wychodzi w pierwszy składzie swojej drużyny.
3. Wygrywaj wcześnie, wygrywaj często
Odkąd w 1985 wprowadzono obecny teraz schemat finałów 2-3-2 tylko dwukrotnie drużynie bez przewagi własnego parkietu wygrać wszystkie 3 środkowe mecze. Statystyka ta od samego początku rywalizacji, nie wróżyła dobrze Lakersom, którzy przez to, że zaczęli finały od 0-2 nie tylko stracili swój rozpęd z jakim weszli do finałów, ale także stanęli przed koniecznością wygrania kolejnych 4 z 5 meczów przeciwko drużynie, która w sezonie zasadniczym przegrała jedynie 16 z 82 spotkań.
Teraz, Lakersi na pewno liczą, że mając Pau Gasola od początku sezonu uda im się wywalczyć przewagę własnego parkietu na czas całych playoffów. Powinno być to o tyle łatwiejsze, że konferencja wschodnia zrobiła się wyjątkowo mocna w tym roku.
Mimo, że Lakersi już teraz poczynili wielkie postępy, pytania nadal się pojawiają. Czy będą w stanie przez cały sezon bronić z taką intensywnością, jak teraz? Po tym, jak w pierwszych 7 meczach nie pozwolili przeciwnikom przekroczyć 100 punktów. Potem jednak, 7 z 11 przeciwników udało się zdobyć ponad 100 punktów, co pozwala myśleć o tym, że defensywa Jeziorowców nie jest jeszcze idealna. Na pewno wiele nam powie pierwszy mecz pomiędzy Bostonem a Los Angeles, który zostanie rozegrany w Wigilię.
Jeśli tylko Lakersom uda się wspiąć na szczyt ligi w tym sezonie, będą mogli z dumą popatrzeć na ubiegłoroczne finały i z uśmiechem na ustach stwierdzić, że to właśnie tamta porażka pozwoliła im nabrać koniecznego doświadczenia, aby osiągnąć tak długo oczekiwany triumf.
Org. artykuł: „What the Lakers learnt last summer”
Autor: Andrew Ungvari
Tłumaczenie: daveknot
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.