Ostatnimi czasy, a dokładniej od rozpoczęcia sezonu, głównymi wątkami są szanse Bostonu na obronienie tytułu, szanse LAL na zdetronizowanie Pierce’a i spółki. Ostatnio doszedł do tego transfer Iversona do Detroit, powoli wspomina się o tym, że LeBron znowu nie ma z kim grać, zachywamy się grą Portland oraz od czasu do czas delikatnie i po cichu szeptamy, że Mayo is for real. A w między czasie Atlanta wygrywa mecz za meczem i bardzo powoli i nieśmiale wynurza się z ligowej anonimowiści.
Co prawda nie mają ani jednej gwiazdy pokroju LeBrona czy Wade’a, brakuje im centra, o którym by się tak wiele mówiło jak o Yao, a ich rozgrywający nie jest pierwszym zawodnikiem w historii, który rozpoczął sezon od 6 meczów z minimum 20 punktami i 10 asystami (vide CP3).
Nie zmienia to faktu, że mają właśnie bilans 5-0 i razem z Lakersami walczą o miano drużyny, która najdłużej zostanie niepokonana. I co? Robią to z ubogą wersją LeBrona, Joe Johnsonem, który podobnie jak później King James walczył do samego końca siódmego meczu pierwszej rundy zeszłorocznych PO z Bostonem. Mają też niezwykle wszechstronnego Joe Smitha, który jest pół-Bogiem NBA Fantasy przez to, że zawsze ma trochę punktów, kilka zbiórek, szczyptę asyst, parę bloków i garść przechwytów…
Wciąż, z jakiegoś powodu ludzie nie chcą szanować Hawks. Sam tego nie robię. To tak jakby patrzeć na ich utalentowanych graczy, powiedzmy na Johnsona czy Smitha i powiedzieć, że nie zasługują na uznanie ponieważ, no właśnie, grają TYLKO w Hawks. Po obejrzeniu dwóch meczów z tego sezonu, chyba sam zmienię zdanie. Smith i Johnson się zmienili. Hawks się zmienili. I przyszłość drużyny również nie pozostanie taka sama.
Popatrzmy, jak układa im się sezon do tej pory. Rozpoczęli od meczu z Orlando, których zawodnicy, trenerzy i działacze głośno i nieco buńczucznie wypowiadali się na temat swoich szans na zdobycie mistrzostwa w tym roku. Johnson i spółka w bardzo prosty sposób wyeksponowali wszystkie braki Orlando, w szczególności ich wąski skład, wygrywając spotkanie 14 punktami. Joe zdobył wtedy 25 punktów, miał 7 zbiórek, a Josh jak zwykle wykręcił swoje standardowe numerki: 17 punktów, 10 zbiórek, 5 bloków i 4 przechwyty.
Następnie przyszła wzmocniona Filadelfia, na otwarcie sezonu w Atlancie. Pominę już fakt, że atak 76ers po przyjściu Branda jest tragiczny, a Elton i Dalemebert potykają się o własne nogi w trumnie przy każdej możliwej okazji, a Igoudala póki co bardziej przypomina dzieciaka rzucającego kamieniami w okna niż koszykarza, na którym miałaby się opierać przyszłość drużyny. No ale wróćmy do meczu. Po przegraniu pierwszej kwarty, Johnson dosłownie rozerwał Igoudalę zdobywając 35 punktów co walnie przyczyniło się do wygranej 95-88. Smith klasycznie – 14 punktów, 11 zbiórek, 3 przechwyty, 2 bloki.
Na co warto zwrócić uwagę to fakt, że z meczu na mecz chłopaki grają co raz lepiej. W kolejnych spotkaniach przejechali się po Nowym Orleanie, Toronto i Oklahomie. Dzisiaj czeka ich wyjazd do Chicago i niewykluczone, że przywiozą 6 zwycięstwo (chociaż znając moje szczęście, zaraz po tym jak opublikuję ten wpis, Hawks zaczną przegrywać…)
Dziwne jest też to, że póki co główne dyskusje związane z Hawks polegały na tym, dlaczego pozwolili odejść swojego 6th Manowi do Aten oraz czy opłacało się przedłużać kontrakt ze Smithem. Nikt, w tym oczywiście i ja, nie zwrócił uwagi na to, jak Williams i Hortford zaczęli się rozwijać i co potrafi (dalej) robić Bibby po tym, jak w końcu udało mu się przepracować cały off season. Do tego doliczmy Zazę Pachulię, który solidne prezentuje się na deskach oraz weteranów Evansa i Murray’a, którzy dodają nie tylko doświadczenia, ale, szczególnie w przypadku tego drugiego, mają równiez solidny wkład w zdobycze punktowe.
Do tego dochodzi chyba jeszcze najbardziej szalone oskarżenie pod adresem Johnsona, które faktycznie słyszałem, że „nie jest superstarem bo nie skacze wysoko jak szalony”. Wstyd się przyznać, dla mnie Johson też nie należy do czołówki ulubionych graczy, ale to przecież nie o to chodzi. Fakt jest faktem, Joe jest równie dobrym dryblerem jak LeBron, ale rzuca o wiele lepiej od niego; 55% z gry oraz 89% z wolnych. Nie porównuję więcej Joe do LeBrona bo nie ma sensu – każdy wie, ze James to bestia do zabijania i gracz nie z tego świata… Ale nie zapominajmy, że Johnson ma dopiero 27 lat i dwa razy brał już udział w meczu gwiazd.
To wszystko daje nadzieje na to, że Hawks w tym sezonie będą kontynuować zadziwianie świata, spokojnie awansują do PO, a tam, już mając zeszłoroczne doświadczenia, spróbują zawalczyć o coś więcej niż tylko pierwsza runda. Teraz w razie czego, nie powinni trafić na Boston. Prawda jest też taka, że jak przed sezonem nie mogłem patrzeć na Portland, jak i nie obchodziła mnie Atlanta. Teraz, mając na uwadze chyba przede wszystkim to, że chłopaki grają, aby udowodnić wszystkim że nie są tacy tragiczni, warto na nich zwracać więcej uwagi.
Mówię to głośno i dumnie: Z ATLANTY COŚ W TYM ROKU BĘDZIE PANOWIE (i panie)
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.